Nasza drużyna wraca na właściwe tory. W meczu z trudnym przeciwnikiem - Porajem Kraczewice - udało nam się zdobyć cenne punkty. Do sukcesu, jakim jest awans, droga jest jeszcze daleka, ale zbliżyliśmy się do niego nieznacznie.
Początek meczu nie wróżył łatwej przeprawy. Pogoda zdecydowanie nam nie pomagała. Było parno i duszno, zanosiło się na burzę. Bardzo trudno w takich warunkach grać, zmęczenie daje o sobie znać dużo szybciej niż w normalnych warunkach. Na szczęście po 20 minutach meczu spadł deszcz, który zmienił powietrze na dużo lepsze. Grę utrudniała długa trawa (a właściwie dorodne mlecze), której gospodarzom nie chciało się wykosić na jednej połowie.
Ponownie trener nie mógł skorzystać z kilku zawodników. Brakowało Bobka (nauki przedmałżeńskie!!!), Wiewióra (choroba), Nonia (dotarł dopiero na drugą połowę), Kruczka (komunia czy coś w tym stylu) i Hansa (wizyta kobiety). Na szczęście do gry wrócił Menes, który zdecydowanie wzmocnił nasz blok defensywny.
Mecz rozpoczęliśmy od prób ataków na bramkę przeciwnika. Nasze akcje rozbijały się jednak o dobrze grających obrońców gospodarzy. Po przechwytach organizowali oni szybkie kontrataki skrzydłami. Dużo pracy mieli nasi boczni obrońcy, których czasami nie nadążali wspierać skrzydłowi. W trudnych warunkach pogodowych (patrz wyżej) trudno było się wracać. Defensywa rywali popełniła błąd po ok 10 minutach i udało nam się go wykorzystać. Panaś starszy podał prostopadle do Mańka, a młodszemu z braci nie pozostało nic, jak tylko pokonać bramkarza. Mocny strzał w "długi róg" zapewnił nam prowadzenie. Niestety uśpiło nas to na kilkanaście minut. Poraj konstruował coraz groźniejsze akcje. Po jednym ze stałych fragmentów piłkę z naszego pola karnego próbował wybić Maniek. Nie atakowany przez nikogo najpierw trafił nieczysto i musiał poprawiać uderzenie. Zrobił to jednak bardzo niedokładnie i wybił piłkę wprost pod nogi rwali. Szybkie podanie w pole karne i gospodarze doprowadzili do wyrównania. Na tym jednak nie poprzestali. Nadal atakowali, a nam pozostało wybijać piłki. W jednej z akcji tylko pozycja spalona uratowała nas przed stratą gola.
Na szczęście zaczęliśmy po opadach deszczu odzyskiwać dawny rytm gry. Konstruowaliśmy coraz lepiej zorganizowane akcje. Przed szansą zdobycia drugiego gola stanął Maniek, jednak nie trafił w bramkę. Doskonałą sytuację miał Waldinho, który w sytuacji "sam na sam" przelobował bramkarza. Strzał był niestety za lekki i obrońca zdołał wybić piłkę z linii bramkowej. Po rzucie rożnym w polu karnym nieprzepisowo zatrzymywany był Sieka, ale sędzia nie zagwizdał "11". Szkoda, bo faul był ewidentny.
"Co się odwlecze, nie uciecze" - jak mówi przysłowie. Ok 35 minuty doskonale podanie w polu karnym dostał Wonski, który drybloał rywali w swoim stylu. Nikt nie wie, w jaki sposób udało mu się w asyście obrońcy i bramkarza wbiec do bramki. Jednak zrobił to i ponownie objęliśmy prowadzenie. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia przy tej akcji zastanawiać się, dlaczego nikt z rywali nie wybił tej piłki. Widać Wonski ich zaczarował dryblingiem .
Pod koniec pierwszej połowy znowu błysnął nasz atak. Obrońca rywali tak nieszczęśliwie wybijał piłkę, że spadła ona wprost pod nogi Wonskiego. Nasz "speedy" w niezrozumiały dla nikogo sposób przyjął piłkę i popędził z nią w stronę bramki. Zamiast jednak biec na środek, ściął do narożnika. Bramkarz Poraja zupełnie bez sensu pobiegł za nim. Wonski próbował go okiwać i został w brutalny sposób powalony w polu karnym. Tym razem sędzia nie miał wątpliwości i wskazał jedenasty metr. Rzut karny na gola zamienił Panaś. I na przerwę schodziliśmy prowadząc 3:1.
Druga połowa także należała do naszej drużyny. Gospodarze zaczęli grać bardziej ofensywnie i to dawało nam więcej miejsca. Graliśmy przeważnie środkiem boiska, gdzie kolejny raz dobrze zagrali Sieka i Crasy. Na boisku pojawił się Nonio zastępując Waldinho. Niestety długo nie udawało nam się strzelić gola. Naszym akcjom brakowało końcowego podania lub dokładnego strzału. Dobrze na przedpolu grał bramkarz rywali (Łysy z resztą też nie spisywał się w tym elemencie źle). Niestety zaczynało nam brakować sił. Gospodarze zaczęli pozwalać sobie na coraz śmielsze ataki. Kilka razy udawało się napastnikom Poraju zgubić kryjącego ich obrońcę, ale świetnie na stoperze spisywał się Menes. Dobre krycie uniemożliwiało im też oddawać celne strzały czy wymieniać się piłką w okolicach naszego pola karnego. Nie znaczy to jednak, że było nam łatwo utrzymywać wynik. Dwukrotnie musieliśmy wybijać piłkę z linii bramkowej. Najpierw Jah głową wybił strzał w lewy róg, a po chwili dobitkę w prawy narożnik zatrzymał Crasy. Obrońcy jeszcze kilkakrotnie musieli wybiciami z pola karnego ratować wynik.
Ostateczny rezultat meczu ustalił świetnie grający w tym meczu Wonski. Znowu wyprzedził obrońców i przebiegł wszerz przez większą część pola karnego. Strzelił w środek bramki obok interweniującego bramkarza. Tym samym zasłużył na miano bohatera spotkania. Rezultat mogli podwyższyć inni nasi zawodnicy. Dobre sytuacje mieli wprowadzeni po przerwie Kret i Bieleki oraz Panaś starszy. Jednak nie udało im się oddać celnych strzałów.
Po meczu należy wyróżnić większość zespołu. Nikt nie popełnił rażącego błędu, który zaważyłby na wyniku meczu (może poza zbyt krótkim wybiciem Mańka). Dobrze spisywali się nasi środkowi pomocnicy, którzy kilka razy dogrywali znakomite prostopadłe piłki do pozostałych zawodników. Można im tylko zarzucić brak zaangażowania w końcówce meczu w obronę. Na przedpolu dobrze radził sobie Łysy (no może poza kilkoma interwencjami z pierwszej połowy). Wyróżniłbym jeszcze blok obronny, który nie pozwalał gospodarzom rozwinąć skrzydeł. Szczególnie dobrze wypadł wracający po kontuzji Menes.
W pierwszej połowie doszło do małego spięcia między trenerem, a Sieką i Łysym. Pyskówka między nimi była zupełnie niepotrzebna i wynikała chyba z presji wyniku. Wina leży uważam po obu stronach. Trener przesadził trochę z krytyką gry i okrzykami pod adresem biegających zawodników. Wszyscy się starali i przydarzały im się niedokładności. Sieka i Łysy zareagowali jednak trochę za ostro. Nie potrzebna pyskówka mogła zaważyć na przebiegu meczu. Na szczęście po meczu panowie się przeprosili, chociaż słyszałem, że mają być jakieś kary dla zawodników. Zobaczymy...
Poraj Kraczewice - KS Drzewce 1:4 (1:3)
M. Panasiewicz, T. Panasiewicz (k), P. Mrozek 2
M. Pyśniak - J. Mrozek, R. Wiśliński, P. Zmora (A. Bielecki), P. Raczyński, Ł. Krasucki, N. Sieczkowski, M. Panasiewicz, W. Skrzypik (K. Wąchała), P. Mrozek (K. Żak), T. Panasiewicz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jah dnia Nie 22:04, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Początek meczu nie wróżył łatwej przeprawy. Pogoda zdecydowanie nam nie pomagała. Było parno i duszno, zanosiło się na burzę. Bardzo trudno w takich warunkach grać, zmęczenie daje o sobie znać dużo szybciej niż w normalnych warunkach. Na szczęście po 20 minutach meczu spadł deszcz, który zmienił powietrze na dużo lepsze. Grę utrudniała długa trawa (a właściwie dorodne mlecze), której gospodarzom nie chciało się wykosić na jednej połowie.
Ponownie trener nie mógł skorzystać z kilku zawodników. Brakowało Bobka (nauki przedmałżeńskie!!!), Wiewióra (choroba), Nonia (dotarł dopiero na drugą połowę), Kruczka (komunia czy coś w tym stylu) i Hansa (wizyta kobiety). Na szczęście do gry wrócił Menes, który zdecydowanie wzmocnił nasz blok defensywny.
Mecz rozpoczęliśmy od prób ataków na bramkę przeciwnika. Nasze akcje rozbijały się jednak o dobrze grających obrońców gospodarzy. Po przechwytach organizowali oni szybkie kontrataki skrzydłami. Dużo pracy mieli nasi boczni obrońcy, których czasami nie nadążali wspierać skrzydłowi. W trudnych warunkach pogodowych (patrz wyżej) trudno było się wracać. Defensywa rywali popełniła błąd po ok 10 minutach i udało nam się go wykorzystać. Panaś starszy podał prostopadle do Mańka, a młodszemu z braci nie pozostało nic, jak tylko pokonać bramkarza. Mocny strzał w "długi róg" zapewnił nam prowadzenie. Niestety uśpiło nas to na kilkanaście minut. Poraj konstruował coraz groźniejsze akcje. Po jednym ze stałych fragmentów piłkę z naszego pola karnego próbował wybić Maniek. Nie atakowany przez nikogo najpierw trafił nieczysto i musiał poprawiać uderzenie. Zrobił to jednak bardzo niedokładnie i wybił piłkę wprost pod nogi rwali. Szybkie podanie w pole karne i gospodarze doprowadzili do wyrównania. Na tym jednak nie poprzestali. Nadal atakowali, a nam pozostało wybijać piłki. W jednej z akcji tylko pozycja spalona uratowała nas przed stratą gola.
Na szczęście zaczęliśmy po opadach deszczu odzyskiwać dawny rytm gry. Konstruowaliśmy coraz lepiej zorganizowane akcje. Przed szansą zdobycia drugiego gola stanął Maniek, jednak nie trafił w bramkę. Doskonałą sytuację miał Waldinho, który w sytuacji "sam na sam" przelobował bramkarza. Strzał był niestety za lekki i obrońca zdołał wybić piłkę z linii bramkowej. Po rzucie rożnym w polu karnym nieprzepisowo zatrzymywany był Sieka, ale sędzia nie zagwizdał "11". Szkoda, bo faul był ewidentny.
"Co się odwlecze, nie uciecze" - jak mówi przysłowie. Ok 35 minuty doskonale podanie w polu karnym dostał Wonski, który drybloał rywali w swoim stylu. Nikt nie wie, w jaki sposób udało mu się w asyście obrońcy i bramkarza wbiec do bramki. Jednak zrobił to i ponownie objęliśmy prowadzenie. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia przy tej akcji zastanawiać się, dlaczego nikt z rywali nie wybił tej piłki. Widać Wonski ich zaczarował dryblingiem .
Pod koniec pierwszej połowy znowu błysnął nasz atak. Obrońca rywali tak nieszczęśliwie wybijał piłkę, że spadła ona wprost pod nogi Wonskiego. Nasz "speedy" w niezrozumiały dla nikogo sposób przyjął piłkę i popędził z nią w stronę bramki. Zamiast jednak biec na środek, ściął do narożnika. Bramkarz Poraja zupełnie bez sensu pobiegł za nim. Wonski próbował go okiwać i został w brutalny sposób powalony w polu karnym. Tym razem sędzia nie miał wątpliwości i wskazał jedenasty metr. Rzut karny na gola zamienił Panaś. I na przerwę schodziliśmy prowadząc 3:1.
Druga połowa także należała do naszej drużyny. Gospodarze zaczęli grać bardziej ofensywnie i to dawało nam więcej miejsca. Graliśmy przeważnie środkiem boiska, gdzie kolejny raz dobrze zagrali Sieka i Crasy. Na boisku pojawił się Nonio zastępując Waldinho. Niestety długo nie udawało nam się strzelić gola. Naszym akcjom brakowało końcowego podania lub dokładnego strzału. Dobrze na przedpolu grał bramkarz rywali (Łysy z resztą też nie spisywał się w tym elemencie źle). Niestety zaczynało nam brakować sił. Gospodarze zaczęli pozwalać sobie na coraz śmielsze ataki. Kilka razy udawało się napastnikom Poraju zgubić kryjącego ich obrońcę, ale świetnie na stoperze spisywał się Menes. Dobre krycie uniemożliwiało im też oddawać celne strzały czy wymieniać się piłką w okolicach naszego pola karnego. Nie znaczy to jednak, że było nam łatwo utrzymywać wynik. Dwukrotnie musieliśmy wybijać piłkę z linii bramkowej. Najpierw Jah głową wybił strzał w lewy róg, a po chwili dobitkę w prawy narożnik zatrzymał Crasy. Obrońcy jeszcze kilkakrotnie musieli wybiciami z pola karnego ratować wynik.
Ostateczny rezultat meczu ustalił świetnie grający w tym meczu Wonski. Znowu wyprzedził obrońców i przebiegł wszerz przez większą część pola karnego. Strzelił w środek bramki obok interweniującego bramkarza. Tym samym zasłużył na miano bohatera spotkania. Rezultat mogli podwyższyć inni nasi zawodnicy. Dobre sytuacje mieli wprowadzeni po przerwie Kret i Bieleki oraz Panaś starszy. Jednak nie udało im się oddać celnych strzałów.
Po meczu należy wyróżnić większość zespołu. Nikt nie popełnił rażącego błędu, który zaważyłby na wyniku meczu (może poza zbyt krótkim wybiciem Mańka). Dobrze spisywali się nasi środkowi pomocnicy, którzy kilka razy dogrywali znakomite prostopadłe piłki do pozostałych zawodników. Można im tylko zarzucić brak zaangażowania w końcówce meczu w obronę. Na przedpolu dobrze radził sobie Łysy (no może poza kilkoma interwencjami z pierwszej połowy). Wyróżniłbym jeszcze blok obronny, który nie pozwalał gospodarzom rozwinąć skrzydeł. Szczególnie dobrze wypadł wracający po kontuzji Menes.
W pierwszej połowie doszło do małego spięcia między trenerem, a Sieką i Łysym. Pyskówka między nimi była zupełnie niepotrzebna i wynikała chyba z presji wyniku. Wina leży uważam po obu stronach. Trener przesadził trochę z krytyką gry i okrzykami pod adresem biegających zawodników. Wszyscy się starali i przydarzały im się niedokładności. Sieka i Łysy zareagowali jednak trochę za ostro. Nie potrzebna pyskówka mogła zaważyć na przebiegu meczu. Na szczęście po meczu panowie się przeprosili, chociaż słyszałem, że mają być jakieś kary dla zawodników. Zobaczymy...
Poraj Kraczewice - KS Drzewce 1:4 (1:3)
M. Panasiewicz, T. Panasiewicz (k), P. Mrozek 2
M. Pyśniak - J. Mrozek, R. Wiśliński, P. Zmora (A. Bielecki), P. Raczyński, Ł. Krasucki, N. Sieczkowski, M. Panasiewicz, W. Skrzypik (K. Wąchała), P. Mrozek (K. Żak), T. Panasiewicz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Jah dnia Nie 22:04, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz